Brawurowa ucieczka z piekła Auschwitz: odwaga, spryt i pragnienie wolności
W mrocznych annałach historii Auschwitz, przez które przewinęło się ponad milion niewinnych dusz, jedynie garstka podjęła próbę ucieczki. Szacuje się, że próbę ucieczki podjęło co najmniej 802 osoby, w większości Polacy - aż 396. Wśród nich wiemy tylko o zaledwie 144 osobach, które przeżyły wojnę. Za każdą z tych liczb kryje się historia odwagi, determinacji i desperacji, gdzie lęk przed represjami i odwetem na współwięźniach był częstym hamulcem przed podejmowaniem ryzyka. Więźniowie Auschwitz bowiem byli świadomi, że za każdą próbę ucieczki, esesmani wymierzali śmierć dziesiątkom innych.
Szalony plan ucieczki
Inicjatorami jednej z najbardziej spektakularnych ucieczek byli Kazimierz Piechowski i Eugeniusz Bendera. Bendera, dowiedziawszy się, że znalazł się na liście do zagazowania, postanowił, że jedyną opcją jest ucieczka. Jak mawiano: "Uciekaj albo umieraj". Razem z Piechowskim wpadli na pomysł stworzenia fikcyjnego komanda pracy. Piechowski wspominał: "Wpadliśmy na pomysł, że musimy stworzyć fałszywe komando pracy. Jeśli uciekniemy - nie będzie kogo ukarać. Na terenie obozu wszelki transport odbywał się zaprzęgiem ludzkim. Było wiele tzw. Rollwagenkommando (komando ciągnące wózek), a najmniejsze musiało być czteroosobowe." Do planu dołączyli także ksiądz Józef Lempart oraz Stanisław Jaster, dopełniając czteroosobowy skład.
Ucieczka niczym z hollywoodzkiej produkcji
W sobotę, 20 czerwca, w pełnym świetle dnia, czwórka więźniów rozpoczęła swoją śmiałą ucieczkę. Pchając wózek pod bramą z napisem "Arbeit macht frei", Piechowski z determinacją meldował o swoim fałszywym komandzie. Tak później w dokumencie "Uciekinier" wspomina to wydarzenie: "Ja z żółtą opaską vorarbeitera (brygadzisty). Melduję: Rollwagenkommando, Vorarbeiter 918 i trzech więźniów. Szczęśliwie, frajer esesman nie sprawdził w księdze, czy nasze komando istnieje. Przepuścił nas".
Zaopatrzywszy się w pobliskim magazynie w mundury i broń, Bendera wyprowadził samochód Steyer 220. "Dostrzegł go strażnik z wieżyczki, ale nie zareagował; byłem już w mundurze SS" – wspominał Piechowski. Podczas ucieczki esesmani salutowali uciekinierom, biorąc ich za prawdziwych oficerów SS. W końcu dotarli do ostatniej przeszkody na drodze do upragnionej wolności – szlabanu na końcu drogi wiodącej od obozu – Piechowski relacjonował: "Wtedy uwierzyłem, że nam się nie udało. Myślami pożegnałem się już z mamą. W tym czasie dostałem silne uderzenie w kark. Syczący głos słyszę od Józka: Kazek! Zrób coś. To mnie ocknęło. . Widzę już – szlaban blisko. Otwieram prawe drzwiczki i wystawiam, żeby widzieli, szarżę i mówię: Do jasnej cholery! Śpisz dupku tam, czy co? Otwieraj ten szlaban, bo ja ciebie obudzę. Esesman podskoczył. Szlaban poszedł do góry. Gienek włączył do przodu i suniemy naprzód. Wolność!"
Warto dodać, że ucieczka odbyła się za wiedzą Witolda Pileckiego - żołnierza AK, który dobrowolnie przedostał się do Auschwitz, by tworzyć tam ruch oporu. Przed ucieczką przekazał Jastrowi raport z obozu dla Komendy Głównej AK.
Uciekinierzy uszkodzili auto niedaleko Makowa Podhalańskiego, zmienili ubrania na cywilne i dalej uciekali pieszo. Wkrótce się rozdzielili. Wokół tych wydarzeń krąży wiele legend, jedna z nich mówi o tym, że uciekinierzy wysłali do komendanta obozu Rudolfa Hoessa ironiczny list z przeprosinami za pozbawienie go samochodu - i choć brzmi to wspaniale, to Kazimierz Piechowski zdementował tę historię po latach. "To są bajki. Nic nie wysłaliśmy" — podkreślił.
Dalsze losy. Nie dla wszystkich szczęśliwe zakończenie
Władze obozu rozesłały za uciekinierami listy gończe. Po ucieczce niemiecki więzień-kapo Kurt Pachala, którego Gestapo niesłusznie podejrzewało o pomoc, został skazany na śmierć głodową i osadzony w bloku nr. 11. Poza nim siedmiu oficerów i podoficerów zostało za niedopilnowanie więźniów wysłanych na front wschodni. Dla więźniów w obozie ucieczka była jednak wydarzeniem, które podniosło ich na duchu.
W trakcie pieszej ucieczki Józek poważnie się rozchorował, jednak koledzy nie zostawili go na pastwę losu. Pomimo ryzyka schwytania - naziści w liście gończym oferowali pół miliona złotych za wskazanie zbiegów - znaleźli mu schronienie w jednym z wiejskich gospodarstw, gdzie przy pomocy życzliwych ludzi udało mu się dojść do siebie. W tym czasie naziści pojmali i zamordowali w obozie jego matkę. Józek przeżył wojnę, zrezygnował ze stanu duchownego i założył rodzinę. Zginął później w wypadku samochodowym.
Staszek wyruszył do Warszawy, by przekazać AK raport Pileckiego. Jego historia jest niestety wyjątkowo tragiczna. Zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie zabity bez wcześniejszego procesu przez kolegów z konspiracji. Został uznany za zdrajcę na podstawie niesłusznie wyciągniętych wniosków. Wysunięto nawet teorie, że miał zostać zwerbowany przez gestapo już w obozie, ucieczka miała być po prostu umożliwiona tylko po to, by Stanisław przedostał się do szeregów podziemia i zdradził ruch oporu. Tymczasem wiadomo, że już następnego dnia po ucieczce naziści pojmali, a później uśmiercili w obozach rodziców Jastera. Ciężko uwierzyć, że w zamian za wyrządzone krzywdy miałby wykazywać się jako szpieg. Niestety taka wersja była powielana przez 70 lat. Piechowski całe życie poświęcił na przywrócenie dobrego imienia kolegi. O niewinności Jastra było przekonanych także wielu kombatantów i historyków - oficjalna rehabilitacja niestety nie jest formalnie możliwa ze względu na brak dokumentów świadczących o jakimkolwiek procesie przeciwko Jastrowi. Jednak 25 września 2019 roku Jaster został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, co może być uznane za jego symboliczną rehabilitację.
Bendera i Piechowski początkowo ukrywali się razem na wschodzie, później w powiecie Końskie, gdzie Piechowski dołączył do partyzantów. Bendera po wojnie wrócił do Przedborza, gdzie pracował w swoim zawodzie. Po rozwodzie w 1959 roku wyprowadził się do Warszawy i tam zmarł 7 lipca 1988 roku. Kazimierz Piechowski po wojnie wrócił na rodzinne Pomorze. Po donosie dotyczącym akowskiej przeszłości został skazany przez komunistyczne władze na 10 lat więzienia, z czego odsiedział siedem. Po wyjściu z więzienia ukończył studia i pracował w Stoczni. Swoje przeżycia i spostrzeżenia opisał w książkach "Byłem numerem... historie z Auschwitz" oraz "My i Niemcy". Wystąpił także w kilku filmach dokumentalnych, w tym "Jaster. Tajemnica Hela" - opowiadającym o niesłusznym oskarżeniu Józefa Jastra. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W czasie emerytury spełnił swoje wielkie marzenie, by zwiedzić świat. Wraz z żoną odwiedził ponad 60 krajów. Zmarł 15 grudnia 2017 roku. Przeżył 98 lat.
Słowem podsumowania
Historie takie jak ta o Piechowskim, Benderze, Lempartcie i Jasterze są dowodem na niezłomną ludzką odwagę w obliczu największego okrucieństwa. Zachęcamy do odwiedzenia Muzeum Auschwitz, aby poznać więcej takich historii i oddać hołd tym, którzy walczyli o wolność w najtrudniejszych warunkach.
Wstecz